poniedziałek, 23 maja 2016

Święto Stado

Jakoś w styczniu zgłosił się do mnie znajomy z zapytaniem, czy ja czegoś przypadkiem nie dziergam słowiańskiego. Domyśliłam się, że pyta o tkanie igłą, czyli nalbinding. A że rzeczoną sztukę uprawiam [dowód poniżej], potwierdziłam zgodnie z prawdą.
Skarpety własnoręcznie utkane igłą
Zostałam więc poproszona o wygłoszenie wykładu na temat jaki sobie zechcę wybrać, połączonego z pokazem rzemiosła. Bez chwili wahania wybrałam temat wełniany. O wełnie mogę nawijać godzinami, więc uznałam, że chyba to będzie dobry pomysł. Miejscem tego publicznego wystąpienia miało być grodzisko w Owidzu, gdzie z kolei miało się odbyć święto Stado.
Grodzisko w Owidzu (źródło: nefre.bikestats.pl)
Grodzisko w Owidzu znałam z drugiej strony rzeki, kiedy to przebywałam na terenie tamtejszej elektrowni wodnej:
Wieża grodziska widziana z terenu elektrowni
Z początku się nieco zdenerwowałam, albowiem stroju słowiańskiego wczesnośredniowiecznego (jeszcze) nie posiadam. Na całe szczęście impreza była rodzimowiercza a nie rekonstrukcyjna, więc spokojnie mogłam sobie w swoich szatach z okresu końca XIV wieku paradować. Jako miejsce zakwaterowania dostałam chatkę zielarki.

Chatka zielarki pierwsza z lewej (źródło: owidzgrodzisko.pl)
Kurna chata jak się patrzy:
Kurna chata zielarki
Kurna chata kurną chatą, ale sprofanowana tą elektryką. Z drugiej strony, można sobie komórkowca naładować.
Po wstępnych dywagacjach i rewerencjach wynikło małe niedopatrzenie. Otóż przygotowałam prelekcję z prezentacją multimedialną, a tu zonk, Radek Jabłoński zapomniał o tym powiadomić koordynatorkę z muzeum i nie przygotowano mi rzutnika. Ostatecznie przeniesiono mój wykład do Sali Rycerskiej:
Sala Rycerska (źródło: pomorskie.travel.pl)
Tremę miałam niemałą, nie do końca wiedząc, do jakiego odbiorcy będę mówiła. Od Rosamar pożyczyłam kilka dodatkowych narzędzi tkackich i próbek włóczek farbowanych naturalnie oraz wełenek, których akurat w swoim domu nie posiadam. Zaraz po przybyciu na miejsce widok znajomych twarzy i ciepłe powitanie ze strony Jarka Jasińskiego i Jego rodziny sprawiło, że zrobiło mi się nieco raźniej.
Frekwencja na wykładzie była taka, że się miło go wygłaszało, były pytania, wątpliwości i miła pogawędka po wykładzie wraz z zaproszeniem na Dymarki Świętokrzyskie. W podziękowaniu otrzymałam cudną motankę. Nabyłam też droga zakupu książkę, której autor wpisał mi dedykację.
Książka political fiction i motanka owidzka.
Książkę połknęłam zaraz po powrocie do domu, a w zasadzie zaczęłam czytać już w drodze do domu, kiedy zatrzymałam się na kawę i lody. Motanka dostała miano Owidzkiej Prządki i wrzeciono w darze.
Owidzka Motanka z wrzecionem na moim domowym ołtarzyku
Potem zaczęło się świętowanie. Jeden z żerców w swoich białych szatach z ogoloną głową i spojrzeniem, od którego dreszcze biegły wzdłuż kręgosłupa wyglądał jak żywcem wyjęty z fresków starożytnego Egiptu, prawdziwy arcykapłan.

Rozpoczęcie świętowania (źródło: Anna Vartija Jarząbska) - widać moją osobę mniej więcej w środku zdjęcia w ciemnej sukni i białej nałęczce
Rozmowa z przedstawicielką muzeum zaowocowała postanowieniem, że przyszłoroczne wakacje spędzę mieszkając w grodzisku. Obszywam się na Ruś i porobię za eksponat muzealny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz