niedziela, 3 grudnia 2017

Rok ponad minął, jak jeden dzień

Dawno nic nie pisałam, ale tydzień temu zostałam wytyczona do podjęcia wyzwania:
"Seven Days. Seven black and white photos about your life. No people. No explanation. challenge someone every day."
Z reguły tego typu akcje na mordoksiążce wybitnie mnie irytują, ale ta spodobała mi się niepomiernie. Uwielbiam czarno-białe zdjęcia. Mają w sobie niesamowitą magię i potęgę wyrazu. Nie to, bym się uważała za dobrego fotografa, ale nawet najmarniejsze zdjęcie w konwencji czarno-białej może stać się czymś zdecydowanie lepszym. Oto siedem dni mojego życia na tych monochromatycznych ilustracjach.

Życie na rezerwie









Żyję na krawędzi, zawsze na rezerwie, na ostatkach pieniędzy, sił, wytrwałości. Nawet w moim samochodzie rezerwa pali się bardzo często. Bardzo bym chciała robić rzeczy z wyprzedzeniem, ale jakoś rzadko mi się to udaje.

Zima i jezioro











Kocham przyjeżdżać w to miejsce. To jezioro Wysokie między Chwaszczynem a Nowym Światem. Jeśli mam pół godzinki do korepetycji, których udzielam gdzieś w pobliżu, to przyjeżdżam tutaj. Nawet jak jest ciemno i zimno. Woda zawsze ma w sobie coś, co uspokaja i koi.

Grabówek










Dzielnica mojego dzieciństwa. Szkoła Morska. Tutaj spędziłam trzynaście pierwszych lat mojego życia, tu chodziłam do szkoły nr 17, tutaj wróciłam na krótko po śmierci babci. I nadal tęsknię za tym miejscem, tak jak tęskni się za niefrasobliwym, wiecznie słonecznym i szczęśliwym dzieciństwem.









Smocza sypialnia







Listopad to miesiąc, kiedy słowo sen nabiera szczególnej mocy. Uwielbiam spać, a zwłaszcza w swojej sypialni. Nad moim snem czuwa zaś smoczyca, której świecące w mroku oko pilnuje, by nikt snu nie zakłócał.











Rozrywka






Rękodzieło to dla mnie bardzo przyjemny sposób spędzania wolnego czasu. Na zdjęciu Wisia - wspaniała maszyna dziewiarska, która potrafi robić cudeńka. Jeśli zaś rozrywka w większym towarzystwie, to nie ma jak fajne planszówki. Przypomina to rodzinne sobotnie spotkania, gdy zasiadało się z gościem, który sobie wpadł ot tak, bez zapowiedzi i zaproszenia, i grało się w karty.









W drodze





Całe życie mam poczucie, że jestem w drodze. Dosłownie: jazda na korepetycje, często wiele kilometrów, dojazdy do szkoły, pracy, na uczelnie, a tego dnia wyjazd do Warszawy. Ale też w przenośni. Ciągle mam wrażenie, że jeszcze nie dotarłam do tego miejsca w życiu, w którym mogłabym powiedzieć: jestem w domu.











Ograniczenia







Jest ich mnóstwo. Z każdej strony otaczają nas mury, druty, zasieki czy szklane sufity. Ale akurat w tym wypadku ja jestem po tej stronie tego drutu, gdzie wstęp mają tylko wybrani. Więc dla mnie mimo wszystko to optymistyczny akcent na zakończenie wyzwania.










Wyzwanie mnie zachwyciło. Codziennie musiałam wybrać miejsce, scenerię, przedmioty, które w jakiś sposób symbolizują czy moje życie, czy ten konkretny dzień mojego życia. Mam zamiar dzieło kontynuować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz