wtorek, 9 lutego 2016

Moje wiejskie ustronie

Słuchając audiobooka Astrid Lindgren "My na wyspie Saltkrakan" i zachwycając się owa niesamowitą atmosferą ustronia na bałtyckiej wysepce, serdecznie żałuję tych, którzy takiego miejsca ucieczki z wielkomiejskiego gwaru nie mają. I wielce doceniam swoje szczęście, że ja miałam i nadal mam swoje Saltkrakan. Moje Saltkrakan nazywa się Trzebuń. Kiedyś była to zaiste prawdziwa wioska na krańcu świata. Dzisiaj niestety, trochę się ucywilizowała.

Tu spędzaałam niemal każde wakacje

Brukowana droga wiodła z Dziemian do Trzebunia i tu się kończyła. Dalej można było jedynie jechać konno lub iść na piechotę do Somin. Próba jazdy samochodem kończyła się zakopaniem się w głębokich piachach.

Piękna drewniana chata kryta strzechą. Godzinami potrafiłam się tu bawić w komórce.
Każda burza w Trzebuniu budzi wielki respekt






Niestety, dzisiaj tej chaty już nie ma



Nasza chata - widok od strony ogrodu

Widok z ogrodu na Jeziorko

Nasze oczko wodne, czyli prywatna hodowla ryb mojego taty

Wino obrastające domek, dostarczające owoców do wina domowej roboty

Altanka, w której można siedzieć całymi dniami (i nocami)

A miała to być mała choineczka




Zaiste, można tu spędzić cały rok i nigdy się nie nudzić. Szkoda, że do pracy daleko...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz